czwartek, 27 grudnia 2012

Schudnąć 30kg w 3 miesiące

Marzenie wielu osób. Mnie się to udało! Postanowiłam o tym napisać. Ważyłam 105 kg i wyglądałam jak wieloryb wyrzucony na brzeg - nawet nie bardzo mi to przeszkadzało bo od dziecka pozbawiona byłam kompleksów i zawsze uważałam, że jak ludzie nie akceptują mnie takiej jaką jestem to nie muszą się ze mną spotykać.
 Pamiętam jedno zdarzenie kiedy skoczyłam z pomostu do wody i okazało się, że było zbyt płytko i kolano nie wytrzymało - w czasie wizyty w pogotowiu lekarz zapytał " ile pani ma lat?" powiedziałam zgodnie z prawdą, że 30 " a ile pani waży?"  trzy razy tyle - odparłam dość bezczelnie ale zrobiło mi się głupio trochę.
 Minęło trochę czasu , waga wzrosła i któregoś dnia okazało się, że mój cukier we krwi to sobie jakoś wysoko skacze. Pani doktor diabetolog zapytała mnie krótko - chudniemy czy bierzemy piguły?
  Postanowiłam schudnąć - uzbrojona w glukometr, tabelę kalorii i spis potraw, które można jeść wróciłam do domu - i tu się zaczyna bajka.
 Opracowałam własny sposób na walkę z tłuszczem w myśl zasady, że trzeba więcej spalać niż zjadać, po uwzględnieniu potraw, które można jeść przy cukrzycy została mi woda, kapusta i jakieś tam dodatki.
Przez trzy miesiące jadłam zupę z kapusty-kiszonej, słodkiej lub mieszanej. Skład prosty woda, kapusta, kostka rosołowa i czasem papryka, troszkę pieczarek. Żadnego chleba, ni kawałka bułki - nic. Raz w tygodniu  kawał kiełbasy lub tatarek żeby uzupełnić białko.
Dieta drakońska i wymagająca poświęcenia ale za to ubytek wagi ogromny - bez chemii i wynalazków. Po trzech miesiącach ważyłam 68 kg i czułam się jakby mi ktoś wór zboża z pleców zdjął - oczywiście nie samą dietą człek chudnie - do tego trochę ćwiczeń i ruchu na świeżym powietrzu. Najważniejsza sprawa to zaraz po posiłku się poruszać - nie siadać przed telewizorem czy co gorsza iść spać ale pozamiatać energicznie lub cokolwiek - można grabić podwórko. 
 Efektu jo-jo nie mam bo zmieniłam całkowicie tryb życia - więcej się ruszam, mniej jem i ogólnie jest ok. A jeszcze jedna dość śmieszna jak dla mnie sprawa - po tym odchudzaniu wyglądałam jak szczeniak - w łóżku leżałam ja a dookoła mnie moja skóra.Ten problem załatwiłam pływając codziennie 400-500 metrów w zimnej wodzie jeziorka.

Dziś stoję przed decyzją o kupnie porządnej głowy kapusty bo przybyło mi 4 kilo i boję się ,że to pierwsze 4 ze stu.

Mam nadzieję, że moja krótka historia walki z kilogramami tłuszczu podniesie na duchu chociaż jedną z osób, które stają do tej nie równej walki - bardzo miło mi będzie jeśli ktoś się do mnie odezwie, chętnie poradzę co i jak - przyznam się nawet, że miałam pomysł, żeby prowadzić wczasy odchudzające w moim gospodarstwie ale jak wiadomo od pomysłu do realizacji długa droga. Do tej pory robię jednak to dzięki czemu paliłam moje kilogramy - uprawiam ręcznie blisko pół hektara warzyw- bez nawozów, oprysków i innej chemii.

środa, 26 grudnia 2012

Drugi dzień Świąt

Drugi dzień  Świąt Bożego Narodzenia. Jeśli nie wyjeżdżasz do rodziny, nie jesteś typem człeka mogącego leżeć godzinami przed telewizorem i nie możesz już jeść to co?

Mąż mój wziął wykrywacz i licząc na to, że ziemia rozmarzła ruszył w pola szukać czego nie zgubił. Może znajdzie znowu coś ciekawego namawiam go na własnego bloga bo szczególnie zimą kiedy ma czas mógłby się dzielić swoimi odkryciami - tworząc bloga tematycznego a nie takie sobie blabla. Może kiedyś...

Ja tworzę synkowi sweterek nasączając każdy rząd pozytywną energią - może nie wierzycie w gusła ale ja uważam, że każda rzecz wykonana własnoręcznie jest nasączona energią twórcy - dobrą lub złą i nikt mi nie wmówi, że nie - tu prosiła bym czytelników ewentualnych o zdanie bo ciekawa jestem Waszej opinii na temat obiegu energii. Chwilowo przerwę bo energia moje dzieci rozpiera i trzeba ją szybko skierować na odpowiednie tory....

wtorek, 25 grudnia 2012

Zielona tunika

Tak wygląda zielona tunika z włóczki "mercan batic"na mojej córci - zostało mi jeszcze na czapkę typu smerf ale muszę chwilowo odpocząć od zieleni i zaczęłam sweterek dla syna. Taki zwykły męski sweter.
 Wiem że są Święta i tematy kręcą się teraz wokół Bożego Narodzenia,karpia,choinek i innych tego typu kwestii ale ja jestem w szoku ciężkim - już piszę dlaczego. Ewa poszła w swojej nowej tunice do koleżanki dumna z nowego oryginalnego ciucha i pochwaliła się, że jej mama zrobiła a koleżanka zrobiła mądrą minę i powiedziała " JAK TWOJEJ MATKI NIE STAĆ ŻEBY CI KUPIĆ TO ZROBIŁA"  Ludzie kochani to jest właśnie koniec świata!!!!!  Ale to jest chyba stąd, że na wsi takiej zapyziałej " sobierobione" zawsze było z biedy i było gorsze.

 Nie wiem naprawdę jak to wszystko przetrawić..... Dlatego jestem szczęśliwa, że moja praca nie wymaga częstego kontaktu z ludźmi a zwierzęta nawet jak pomyślą coś głupiego to nie mówią. Wczoraj w noc wigilijną też nie mówiły nic w tym stylu....
Ani Szelma walcząca z Szują na śniegu ani świnek morski Maniuś gryzący swoje ulubione gałązki nie miały zastrzeżeń choć tak po prawdzie nie pytałam ich o zdanie w sprawie zielonej tuniki mojej córci.
Ani

piątek, 21 grudnia 2012

Koniec świata

Koniec świata? Myślę, że każdy ma swój - wstajesz rano patrzysz na licznik - 14 C.  Na szczęście drewno jest koło kuchni - naszego największego skarbu domowego, po chwili już się pali, drewno trzaska wesoło, robi się milutko i ciepło. Samochód na szczęście zapalił, dzieci na szkolną Wigilię dojechały szczęśliwie.
 Teraz zwierzaki po kolei wszystkie muszą dostać ciepłą michę - świnie duże i loszka z dziećmi, króliki duże i małe,kury szczęśliwe co znoszą zdrowe jajka i drobnica nasza wszelka - psy dworne i domowe, koty domowei dworne dachowce, świnki morskie, rybki i KOZA nasza Rozalka. W zasadzie taki mróz wymaga od nas jedynie szybszego biegania wokół paleniska domowego i zwierzaków. Najgorsze są pierwsze dwa-trzy dni później można się przyzwyczaić.Na szczęście idą Święta i odpada problem  dostarczenia "dziecków" do szkoły.
A tak wygląda psie szczęście przy kuchni i gdzie tu koniec świata???

czwartek, 20 grudnia 2012

Koraliki

Koraliki szklane czeskie uwielbiam przerabiać na bransoletki tkane lub naszyjniki robione metodą nawlekania. Kiedyś nawet myślałam naiwnie, że można na tym zarobić chociaż tyle żeby kupić następne koraliki - o naiwności!!! Teraz plotę dla siebie , córci mojej 12-letniej i wszystkich znajomych... To na zdjęciu wyżej to mój ulubiony naszyjnik " afrykański" śmiesznie wygląda na swetrze ale innego zdjęcia nie mam .
 

Dzieńdobry

    Tytuł mojego bloga mówi sam za siebie - jestem zadowolona z tego co robię i chciałabym się tym moim zadowoleniem dzielić ze wszystkimi.
Nie zawsze było u mnie tak pięknie - ale o tym później....
Co robię i czym się zajmuję- to wazne bo to będą główne tematy o których będę pisać i dziedziny w których mogę zabierać głos.
    Zawodowo zajmuję się hodowlą zwierząt i uprawą roślin róznych i z tego żyjemy ja i moja rodzinka.
Poza pracą uwielbiam robić na drutach, czarować z koralików , gotować , zbierać i suszyć zioła i ogólnie mam mało czasu na sen.....

Straszne tyle rzeczy chciałam napisać, tyle tematów poruszyć, tyle myśli mi się kłębiło - miało być tak ciekawie i fajnie a tu pierwszy wpis i jakoś nieskładnie mi to idzie. No nic pierwsze koty za płoty.